W Polsce dzieje się coś złego. Śmierć Barbary Skrzypek to nie tylko osobista tragedia, ale i bolesny symbol epoki, w której nienawiść stała się narzędziem walki politycznej, a pogarda – walutą publicznej debaty.
Mateusz Morawiecki w swoim ostatnim wpisie na platformie X nie owija w bawełnę: „To są ludzie odpowiedzialni za śmierć Pani Barbary, za przemysł pogardy skierowany wobec ludzi, których nienawidzą”. Mocne słowa, ale czy nie słusznie postawione?
Jak inaczej określić sytuację, w której kobieta – lojalna pracowniczka, oddana przez lata współpracowniczka polityków – zostaje przesłuchiwana w atmosferze upokorzenia, bez prawa do pełnomocnika, otoczona przez trzech cynicznych prawników? Jak nazwać działania, w których zeznania są przeinaczane, a stan zdrowia lekceważony? Jak usprawiedliwić fakt, że po śmierci zabrano ciało bez powiadomienia rodziny?
To nie są odosobnione przypadki. To system. System oparty na nienawiści do wszystkiego, co kojarzy się z poprzednią władzą. System, który nie cofa się przed niczym – nawet przed szkalowaniem zmarłych i prześladowaniem tych, którzy stają w ich obronie.
Ten „przemysł pogardy”, o którym mówi Morawiecki, ma dziś nowych operatorów. Ale cel pozostał ten sam – zniszczyć przeciwnika, odebrać mu człowieczeństwo, a jeśli się da – złamać go do końca. Nawet po śmierci.
W czasach PRL-u też mówiono o „sprawiedliwości” i „odpowiedzialności”, gdy mordowano ks. Jerzego Popiełuszkę. Dziś słyszymy podobne hasła, gdy atakuje się ludzi słowem, medialnym nagonką i dehumanizacją.
Ale historia uczy, że takie systemy zawsze kończą się tak samo – upadkiem. Pogarda nigdy nie zbuduje nic trwałego. A ci, którzy dzisiaj cieszą się z władzy, jutro mogą stanąć po drugiej stronie – osamotnieni, rozliczani, znienawidzeni przez ten sam tłum, który dziś im przyklaskuje.
Śp. Barbara Skrzypek zasługuje na prawdę i szacunek. Zasługuje na pamięć, która nie pozwoli, by przemysł pogardy działał bezkarnie.