Przesłuchanie bez świadków, śmierć bez pytań. Kto naprawdę odpowiada za los Barbary Skrzypek?
Barbara Skrzypek nie żyje. 73-letnia kobieta, lojalna współpracowniczka Jarosława Kaczyńskiego, zmarła trzy dni po przesłuchaniu przez prokuraturę. Oficjalna przyczyna? Rozległy zawał tylnej ściany serca. Ale czy to jedyna prawda?
W każdej sprawie, w której dochodzi do nagłej śmierci świadka, prokuratura powinna działać przejrzyście i z należytą starannością. Tymczasem w przypadku Barbary Skrzypek mamy do czynienia z czymś, co przypomina instytucjonalny skandal i proceduralne bezprawie.
Nie pozwolono jej mieć przy sobie pełnomocnika. Przesłuchanie nie zostało nagrane. Żadnych niezależnych świadków. Żadnych dowodów, które mogłyby potwierdzić przebieg rozmowy. Brzmi jak przesłuchanie w państwie autorytarnym, a nie w kraju Unii Europejskiej.
Kto za to odpowiada? Prokurator Ewa Wrzosek – znana ze swojej obecności w mediach, ale najwyraźniej obojętna na prawa jednostki. To właśnie ona zadbała o to, by świadek wrażliwy, starszy, z możliwym schorzeniem kardiologicznym, był przesłuchiwany bez żadnych gwarancji ochrony procesowej.
Skoro świadek przesłuchiwany był bez pełnomocnika, bez nagrania i bez zabezpieczeń proceduralnych, to faktycznie „warunki prokuratorskie” stały się warunkami idealnymi dla zatajenia czegokolwiek – nawet potencjalnego podania substancji toksycznej. W normalnych warunkach byłoby to zbyt ryzykowne. Tu – niestety – wszystko było możliwe.
Nie było prawnika, nie było mikrofonu, nie było kamery. Była za to Barbara – sama, otoczona przez trzech doświadczonych prawników, odpowiadająca na pytania w sprawie, która uderzała w jej najbliższe środowisko. Czy to była rozmowa, czy brutalna presja psychiczna?
Lekarze nie mają wątpliwości: silny stres może zabić. Wystarczy jedna iskra, by w sercu z przewężeniami tętnic doszło do zawału. Czy ktoś w prokuraturze to w ogóle wziął pod uwagę?
Co gorsza, dziś słyszymy: „sekcja niczego nie wykazała”. Ale jak ma coś wykazać, skoro – według relacji – nikt nie zabezpieczył przesłuchania? Skoro nie ma żadnego zapisu tego, co wydarzyło się za zamkniętymi drzwiami?
W państwie prawa taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. A jednak się wydarzyła. Czy ktoś z rządzących obecnie polityków odpowie na pytanie: czy Barbara Skrzypek miała umrzeć w spokoju, czy po to, by została upokorzona i złamana – nawet jeśli tylko psychicznie – na samym końcu swojej drogi?
Jeśli ktoś liczył, że po jej śmierci sprawa ucichnie – przeliczył się. Bo dziś pytania dopiero zaczynają się rodzić. A odpowiedzi będą musiały paść. Publicznie.