Wyobraźmy sobie, że pan Jerzy – starszy, schorowany, zapomniany przez rodzinę – nie mieszkał w Gdańsku, lecz w Warszawie, przy Marszałkowskiej 66. W kamienicy komunalnej, która przez dziesięciolecia była ostoją tanich czynszów, sąsiedzkiej solidarności i miejskiego zasobu mieszkaniowego.
Co by go spotkało?
Wysiedlenie. Cisza. Prywatyzacja. A potem cisza w mediach.
W Warszawie Trzaskowskiego seniorzy się nie liczą
Kamienica przy Marszałkowskiej 66, wolna od roszczeń, obroniona przed „spadkobiercami”, dziś idzie na sprzedaż. Miasto wysiedliło wszystkich mieszkańców pod pretekstem „rewitalizacji”, a następnie wystawiło budynek na prywatyzację.
Jeśli pan Jerzy mieszkałby właśnie tam – zapewne dostałby urzędowe pismo, że musi się wynieść.
Bez testamentu, bez relacji, bez prawa do czegokolwiek.
W Gdańsku: 14 lat opieki i testament. W Warszawie? Zysk z gruntu.
Karol Nawrocki opiekował się Jerzym przez 14 lat. Była między nimi relacja. Była wola przekazania mieszkania. Był testament. Nawrocki, atakowany przez media, oddał to mieszkanie na cele charytatywne.
A gdyby Jerzy mieszkał w kamienicy zarządzanej przez Trzaskowskiego?
– Nie byłoby testamentu.
– Nie byłoby opieki.
– Byłaby decyzja o eksmisji.
– A po niej: milionowe zyski z „rynkowego potencjału gruntu”.
Nie szukajmy bohaterów tam, gdzie rządzi zysk
Media wolą grzać temat jednego mieszkania z testamentu, niż spojrzeć na dziesiątki tysięcy sprywatyzowanych lokali komunalnych, które zniknęły z mapy Warszawy. Tylko dlatego, że ratusz liczy na deweloperską wdzięczność – również w kampanii wyborczej.
Bo pan Jerzy to nie byłby „symbolem krzywdy”, gdyby mieszkał w Warszawie.
Byłby tylko kolejnym wyrzuconym lokatorem. Niewygodnym dla planów Ratusza.