Polityka lubi się powtarzać. W 2020 roku Szymon Hołownia wszedł do gry jako kandydat bezpartyjny, niezależny, „spoza układów”. Obiecywał nową jakość, koniec wojny PO–PiS, spokój i merytorykę. Wielu mu uwierzyło. Jeszcze więcej się zawiodło.
Dziś Hołownia to Marszałek Sejmu, polityczny koalicjant Tuska i symbol partyjnego kompromisu. A na horyzoncie pojawia się kolejny kandydat z etykietą „świeżości” i „eksperckości” – Artur Bartoszewicz.
I nie sposób nie zadać sobie pytania:
Czy to nie powtórka z rozrywki? Czy to nie kolejny plan Tuska?
Powtórka z narracji Hołowni
Bartoszewicz – podobnie jak Hołownia kilka lat temu – wchodzi do polityki z etykietką:
- bezpartyjny,
- umiarkowany,
- ekspert,
- antysystemowy,
- stawiający na wartości i konstytucję.
Mówi o nowej konstytucji, demokracji bezpośredniej, uczciwości, ograniczeniu wpływu partii i ochronie polskiej suwerenności. Brzmi świetnie – tylko że słyszeliśmy to już od Hołowni, który dziś głosuje razem z KO, popiera działania Bodnara i milczy wobec prokuratorskich nadużyć.
Czy KO się zabezpiecza?
Trzecia Droga słabnie. Sondaże spadają. Hołownia traci wiarygodność, a jego elektorat rozchodzi się – część wraca do PO, część odpływa do Konfederacji, część nie wie, co robić.
Dlatego Platforma może szukać nowej „bezpiecznej” opcji. Takiej, która:
- nie krytykuje KO,
- nie zagraża jej pozycji,
- a jednocześnie zbiera głosy z zewnątrz – od wyborców niezadowolonych z układu PO–PiS.
Bartoszewicz nie atakuje Tuska, nie uderza w obecny rząd, nie komentuje nadużyć obecnej władzy. To milczenie może być bardzo wymowne.
Narzędzie do zabezpieczenia systemu?
Jeśli Bartoszewicz zbierze głosy rozczarowanych, może odegrać taką samą rolę jak Hołownia:
odciągnąć elektorat od realnych, antysystemowych kandydatów i ostatecznie wesprzeć kandydata KO w drugiej turze.
To byłby doskonały manewr:
- wyłapać „zmęczonych polityką”,
- dać im kandydata bezpartyjnego,
- a potem wykorzystać ich głosy do legitymizacji obecnej władzy.
Nie dajmy się drugi raz
To nie zarzut wobec samego Artura Bartoszewicza – być może rzeczywiście ma szczere intencje. Ale po doświadczeniu z Hołownią mamy pełne prawo być ostrożni. Bo jeśli historia się powtórzy, to tym razem nikt nie będzie mógł powiedzieć: „nie wiedziałem”.
Polska nie potrzebuje kolejnej ładnie opakowanej iluzji zmiany. Potrzebuje prawdziwej alternatywy.